Zagrożenie dla państwa Izrael

Kiedy przybyliśmy do domu Dayf Allaha, nie było już łez i krzyku. Nie było też izraelskich żołnierzy, choć zapowiedzieli, że wrócą. 20 sierpnia o 8.00 rano Dayf Allah, jego dwie żony i szóstka dzieci stracili dach nad głową. Sześć opancerzonych samochodów i jeden buldożer w kilka minut obróciły ich dom w stertę gruzu, dając im wcześniej 5 minut na wyniesienie rzeczy na zewnątrz. Powód wyburzenia? Brak pozwolenia na budowę. Dayf Allah go nie miał, bo dla Palestyńczyków mieszkających w strefie C, zdobycie pozwolenia na budowę jest właściwie niemożliwe. Władze Izraela albo w ogóle nie wyjaśniają dlaczego odrzuciły wniosek, albo zasłaniają się “względami bezpieczeństwa”. A przecież ludzie muszą gdzieś mieszkać. Żeby było ciekawiej ziemia, na której dom Dayf Allaha był zbudowany nie należy do Izraela, do władz palestyńskich ani nawet do samego Dayf Allaha, ale do Kościoła, a beduińska rodzina ją wynajmuje. Żaden z przedstawicieli Kościoła nie był obecny przy wyburzaniu i prawdopodobnie nawet nie wie, że na ich prywatnej ziemi, izraelskie wojsko dopuściło się takiego czynu.

Odwiedziliśmy Dayf Allaha i jego rodzinę dwa dni po tym wydarzeniu. Pierwsze, co nas uderzyło, to spokój z jakim ojciec rodziny opowiadał o tym wszystkim. Druga rzecz- rodzina, która straciła niemal wszystko, pozwala czwórce obcych przybyszów usiąść na jedynych krzesłach, które ocalały i częstuje nas herbatą. Honor nie pozwala Beduinom postąpić inaczej. Rozmawiamy z Dayf Allahem o przebiegu wydarzenia. Twierdzi, że żołnierze robili zdjęcia jego płaczącym żonom, gdy buldożer rozgniatał ich dobytek. Miesiąc temu władze Izraela wyburzyły szopę, w której Dayf Allaha trzymał 30 owiec. Jak wtedy, tak i teraz wyburzenie nadzorował ten sam człowiek. Zapowiedział, że jeśli rodzina zdecyduje się wybudować nowy dom, to też go wyburzą i on tego dopilnuje. Gdy Dayf Allah spytał czemu zawsze ten sam człowiek do niego przychodzi, Izraelczyk miał odpowiedzieć: Uwielbiam patrzeć jak płaczecie.
Żony Dayf Allaha były zaskakująco otwarte i odważne, jak na kobiety beduińskie. Zabrały nas do namiotu, który teraz służy im za dom- brezentowa płachta narzucona na metalowy szkielet, kilka materacy i koce ułożone w rogu. Hadżar, młodsza żona, skarżyła się, że namiot nie ma podłogi. Ich wcześniejszy dom miał cementową wylewkę, teraz, gdy idą spać, kładą materace wprost na suchej ziemi. Najmłodszy syn, 2-letni ‘Uday, jest chory. Hadżar pokazuje na chłopca, potem na kurz na ziemi i udaje kaszel. Astma. Pytam ją czy w okolicy są jakieś dzikie zwierzęta, które mogą wejść do namiotu. Tak, są węże i skorpiony. Obie żony się martwią, bo pod ruinami zostały książki dzieci. Teraz do niczego się nie nadają, a następnego dnia zaczyna się rok szkolny. Pytam więc czy dzieci pójdą do szkoły- oczywiście, że tak. Niestety, ominęła je wycieczka zorganizowana przez YMCA. Miały wyjechać w dniu rozbiórki.

Przypadek tej rodziny nie jest odosobniony. W Dolinie Jordanu kilkaset budynków mieszkalnych i gospodarczych ma nakaz rozbiórki. Izraelskie wojsko wraz z buldożerem przyjeżdża najczęściej wcześnie rano, najchętniej gdy mężczyźni są w pracy, bo z kobietami i dziećmi łatwiej sobie poradzić. Wieś Dayf Allaha, al-‘Aqaba, leży w strefie C, co oznacza, że mieszkańcy nie mają szans uzyskać pozwolenia na budowę, a wojsko może w każdej chwili przyjść i wyburzyć ich domy. Bo przecież beduiński pasterz, dwie żony i szóstka małoletnich dzieci, to oczywiste zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa Izrael.

 

 

Wojna o wodę

Woda to poważny temat. Nie raz zdarzyło mi się słyszeć, że w przyszłości to o nią właśnie będą się toczyć wojny i nietrudno to sobie wyobrazić. Władze Izraela zdecydowanie wyprzedziły swoje czasy, bo już w latach 70tych rozpoczęły cichą wojnę o wodę.
Widzieliście kiedyś zdjęcia suchej palestyńskiej ziemi i obumierające rośliny? To nie jest tak, że na Zachodnim Brzegu nie ma wody. Zachodni Brzeg jest w nią obfity. Pod jego powierzchnią znajdują się trzy duże zbiorniki ze słodką wodą. Problem w tym, że wszystkie kontrolują władze Izraela, a w zasadzie firma Mekorot, której w 1982 roku Ariel Szaron wspaniałomyślnie przekazał całe zasoby wodne za symboliczną cenę 1 NIS (ok. 0,9 PLN). Jaki ma to wpływ na życie Palestyńczyków? Według postanowień z Oslo, Palestyńczycy powinni dysponować 17% podziemnych zasobów wody (choć dla Izraela przeznaczono aż 71%). W rzeczywistości nie dostają nawet tyle.
Światowa Organizacja Zdrowia zaleca by na jedną osobę przypadało ok. 100-150 litrów wody dziennie. Takie jest mniej więcej zużycie w Polsce. Palestyńczycy zużywają średnio 70 l per capita, ale są wioski takie jak al-Hadidiya, gdzie jedna osoba nie dostaje więcej niż 20 litrów wody dziennie. Dla porównania, średnie zużycie wody przypadające na izraelskiego osadnika to 369 litrów!

Ponieważ Mekorot kontroluje teraz dostęp do wody na Zachodnim Brzegu, to do tej firmy należy większość studni, pomp i rur. Efekt jest taki, że Palestyńczycy muszą kupować swoją własną wodę. Dla tych, którzy mieli dość szczęścia by być podłączeni do sieci, cena za 1m3 to 5 NIS. Ci, którzy nie mają dostępu do bieżącej wody albo mają jej za mało (co najczęściej się zdarza), muszą kupować wodę z dowożących ją ciężarówek, a wtedy koszt wynosi 25 NIS/1m3. Dla porównania-w Warszawie za m3 wody płacimy 4,54 PLN. Taka sytuacja jest oczywiście głęboko niesprawiedliwa, ale dla Palestyńczyków jest też dobrym odzwierciedleniem polityki Izraela. Jak powiedziała Naveen, prawniczka ze wsi Bardala, water is life, whoever has water, has control over people’s lives.1  

Wspominałam już, że Dolina Jordanu jest rolniczym zapleczem dla Palestyny. Właściwie trzeba powiedzieć, że była takim zapleczem. Przy obecnych problemach z dostępem do wody utrzymanie upraw na zadowalającym poziomie jest niemożliwe. Abu ‘Akab ze wsi ‘Ein al-Beda pochodzi z rolniczej rodziny. Opowiedział nam, że jeszcze w latach 70tych we wsi było 9 źródeł. Wszystkie wyschły po tym jak w pobliskiej miejscowości Bardala Mekorot wybudował studnię głębinową. Miejscowi byli zmuszeni zawrzeć z firmą kontrakt, ale chociaż płacili za wodę na uprawę 10,000 dunamów, dostawali tylko tyle, ile wystarczyło na 5,000. Poza tym ceny wody szybko rosły, a ci Palestyńczycy którzy uciekli po ’67 i wrócili później do ‘Ein al-Beda nie dostali w ogóle pozwolenia na korzystanie z wody. Jak mówi Abu ‘Akab, podczas gdy żydowscy osadnicy z pobliskiego osiedla Mehola hodują owoce i warzywa wodolubne, to jego rodzina musiała przerzucić się na taki rodzaj upraw, które nie potrzebują dużo wody. W Dolinie Jordanu wielu rolników polega obecnie na opadach deszczu, co sprawia, że mogą uprawiać rośliny tylko kilka miesięcy w roku, a przez resztę czasu są po prostu bezrobotni. Według organizacji EWASH, dzisiaj tylko 6,8% ziemi uprawianej przez Palestyńczyków jest dodatkowo nawadniana. Bratanek Abu ‘Akaba, Abu ‘Umar, zabrał nas do miejsca, gdzie wyraźnie widać jak kwestia dostępu do wody wpływa na rolnictwo palestyńskie a jak na uprawy osadników. Zdjęcie powyżej przedstawia to, co tam zobaczyliśmy- suchą ziemię z paroma bambusami po stronie palestyńskiej i zielone uprawy owoców pomarańczy i pomelo po stronie żydowskiej. Najgorsze jest to, że, jak to skomentowała Jovita z organizacji EWASH, water problems in this country come from people, not from nature.2


1- tłum. Woda to życie, kto ma kontrolę nad wodą, ma kontrolę nad życiem ludzi.

2- tłum. Problemy z wodą w tym kraju pochodzą od ludzi, nie od natury.

* większość danych liczbowych w tym artykule pochodzi z materiałów i raportów EWASH

Konfiskowana Ziemia Obiecana

Jadąc z Jerycha na północ Doliny Jordanu drogą nr 90, mija się wiele palestyńskich wiosek, ale równie dużo żydowskich osiedli i nie mniej wielkopowierzchniowych farm i terenów uprawnych, które w większości należą do Izraelczyków. Co jakiś czas pojawiają się też pewne tajemnicze tablice i oznaczenia. Nie sposób nie zadać sobie wtedy pytania co to wszystko znaczy oraz dlaczego na Zachodnim Brzegu tak duża powierzchnia jest wykorzystywana przez obywateli Izraela. Jeśli zacząć pytać ludzi, okaże się, że większość tych ziem została, w bardziej lub mniej legalny sposób, zagarnięta przez okupujące ten teren władze. Zadziwiające jest jak wiele sposobów na konfiskatę ziemi wymyślono w Tel Awiwie.

Na Zachodnim Brzegu jest obecnie ok. 140 osiedli żydowskich (22 w Dolinie Jordanu), gdzie mieszka mniej więcej 345 tysięcy osób (zob. szczegółowe statystyki). Liczba tzw. outpostów, czyli wysuniętych punktów służących do poszerzenia istniejącego lub założenia nowego osiedla jest trudna do oszacowania, chociaż różne źródła mówią o 99-110 istniejących outpostach.
Główne, wypróbowane przez władze Izraela taktyki dla zdobycia nowych terenów na Zachodnim Brzegu to: zagarnięcie dla celów wojskowych, uznanie za ziemie państwowe, zagarnięcie pod nieobecność właściciela, konfiskata dla potrzeb publicznych, ale także, co najciekawsze, ustanowienie rezerwatu przyrody. Na razie chciałabym się skupić na pierwszej metodzie.

Przejęcie ziemi dla celów militarnych oznacza, że właściciel dalej ma prawa do danego terenu, ale na określony czas kontrolę nad nim przejmuje wojsko. Gdy rzeczony termin dobiega końca, armia musi albo oddać ziemię właścicielowi albo też odnowić nakaz przejęcia ziemi. Po roku 1967 wiele osiedli zostało zbudowanych nie ziemiach, które rzekomo władze Izraela przejęły dla celów militarnych. Jednak od sprawy Elon Moreh, wygranej przez Palestyńczyków, ta taktyka nie jest już stosowana. Dalej jednak władze Izraela ustanawiają czasowe “zamknięte strefy militarne”, gdzie może przebywać tylko wojsko lub osoby posiadające zezwolenie. Zdarza się, że właściciele domów, które nagle znalazły się w takiej strefie, są z nich przeganiani. Często powstają one w miejscach regularnych protestów Palestyńczyków lub w pobliżu osiedli czy outpostów. Takie strefy są rozsiane po całej Dolinie Jordanu i czasami trudno zrozumieć logikę tego działania. Gdy jechałam drogą nr 90 z ‘Ein al Hilwa do miejscowości Bardala, moją uwagę przykuł dość niezwykły widok. Na powierzchni kilku metrów kwadratowych stała czerwona tablica (postawiona przez władze Izraela), informująca, że w tym miejscu zaczyna się strefa A, czyli ziemia będąca pod całkowitą jurysdykcją władz palestyńskich oraz dwa kamienie służące do oznaczenia zamkniętej strefy wojskowej (zob. zdjęcie powyżej). Izrael nie ma prawa tworzyć takiego obszaru w strefie A, więc doprawdy ciężko zrozumieć czym innym może być takie posunięcie, jak nie prowokacją. Same tablice z informacją o wjeździe do strefy A też są specyficzne, bo ostrzegają obywateli Izraela przed możliwą utratą życia. Znów działa tutaj przedziwna logika, według której Palestyńczycy w swoich miastach są groźni dla Żydów, ale już osadnik spacerujący z bronią palną po wspólnych drogach to zjawisko zupełnie normalne i niemal gwarancja bezpieczeństwa.

Michel Warschawski nazwał syjonizm rodzajem kolonializmu wyparcia. Do tego właśnie zmierzają władze Izraela- chcą wypchnąć Palestyńczyków z ich ziem, zamykając ich w gettach o jak najmniejszym możliwym obszarze. Jest to coś czego miejscowi nie potrafią zrozumieć. Zazwyczaj w rozmowach ze mną mówią o przywiązaniu do tej ziemi, historii, obowiązku stawiania oporu, ale zadziwiło mnie zdanie Hamzy, ok. 30-letniego Beduina, który nie mógł zrozumieć dlaczego Żydzi upierają się, że to jest właśnie ich ziemia obiecana: Look around you. What do you see? Rocks and soil. Is that the promised land? Is God that stupid? Surely, there are more beautiful places with more natural resources. How is that the promised land?

Pozory i rzeczywistość: at-Tayba

Moja praca na Zachodnim Brzegu się “rozkręca” i, mam nadzieję, za niedługo będę Wam już regularnie dostarczała informacji z pierwszej ręki, dotyczących najbardziej aktualnych wydarzeń, jak również będę się dzieliła historiami ludzi, których poznałam.
Póki co jednak, żebyście o tym blogu nie zapomnieli, krótka notatka o palestyńskiej wiosce at-Tayba- miejscu wartym uwagi.


At-Tayba to niewielka chrześcijańska wioska odległa o około 10 kilometrów od Ramallah. Dzisiaj liczy sobie jedynie 1400 osób, ale jej mieszkańcy twierdzą, że gdyby dodać do tego diasporę w Palestynie, Izraelu i za granicą, liczba ta wzrosłaby o mniej więcej 10,000.
W pobliżu at-Tayby znajdują się dwie inne wioski- Deir Jarir i Rammun. Kiedyś wszystkie trzy były chrześcijańskie, ale dzisiaj tylko at-Tayba zachowała swój pierwotny charakter. Wioska ta jest niejednokrotnie wspomniana w Biblii, gdzie występuje pod nazwą Efraim. Wzmianki o górach czy też pogórzu efraimskim znajdujemy w Starym Testamencie, między innymi w Ks. Jozuego (np. Joz 17: 14-16) i Księdze Sędziów (Sdz 4:4-6), ale, co ważniejsze dla miejscowych chrześcijan, także w Nowym Testamencie pojawia się nazwa Efraim i to w odniesieniu do samego Jezusa: Jezus więc już nie chodził jawnie między Żydami, ale odszedł stamtąd do krainy w pobliżu pustyni, do miasta zwanego Efraim, i tam przebywał wraz z uczniami. (J 11:54). Jeśli zapytać miejscowych o punkty w ich wiosce związane z Jezusem, wskażą pasaż, którym miał iść sam Syn Boży. Nie ma na to żadnych dowodów, ale podważenie tego faktu może skutkować oburzeniem chrześcijan z at-Tayby. W wiosce są trzy kościoły: katolicki, grecko-prawosławny i melchicki. Jednak między chrześcijanami nie ma podziału. Większość z nich nie rozumie nawet pytania “jakie jest twoje wyznanie”. Normą jest tutaj, że jedna i ta sama osoba może być ochrzczona w kościele melchickim, wziąć ślub w katolickimi, a uczęszczać na mszę do świątyni grecko-prawosławnej.

Jak to się stało, że tylko ta jedna z trzech pobliskich wiosek pozostała chrześcijańska? W XII wieku, gdy Saladyn wyparł Krzyżowców z niemal całego obszaru Ziemi Świętej, przyszedł także do Efraim. Mieszkańcy wiedzieli, że mają do wyboru cztery opcje: nawrócić się na islam, płacić podatek, opuścić wioskę lub zginąć. Nie chcieli zostać muzułmanami, nie mieli pieniędzy, nie mieli dokąd pójść i na pewno nie chcieli zginąć. Postanowili więc, że gdy armia Saladyna wkroczy do wioski, powitają ich jak wyzwolicieli, wyprawią wielką ucztę, każda rodzina zarżnie na tę okazję dwa baranki i pozwolą rycerzom spać w swoich domach. Tak też zrobili, a Saladynowi honor nie pozwolił stawiać im żadnych wymagań. Mogli więc wszyscy zostać w wiosce i zachować religię, a jedyne co Saladyn uczynił, to zmiana nazwy wioski z Efraim na at-Tayba, ponieważ mieszkali tam dobrzy ludzie (ar. at-tayyibin). Tę opowieść zna każdy mieszkaniec wioski i zawsze chętnie się nią podzieli.

At-Tayba wydaje się prawdziwą oazą na niespokojnej mapie Zachodniego Wybrzeża. Nie do końca jednak tak jest. Dookoła at-Tayby, Rammun, Deir Jarir, na wzgórzach, rozlokowały się trzy osiedla żydowskie- Ofra, Rimmonim oraz Kokhav Hashahar. Żydowska Ofra zajmuje teren trzech wiosek palestyńskich i ciągle się rozrasta (3400 osadników w 2013 roku wg B’tselem).  Ofra to miejscowa nazwa Efraim, więc chrześcijanie z at-Tayby mają poczucie, że osiedla nie tylko zabierają ich ziemię, ale także usiłują przywłaszczyć sobie część historii.

Mieszkańcy at-Tayby mają to szczęście w nieszczęściu, że osadnicy z Ofry nie przybyli z pobudek ideologicznych a dla ekonomicznych profitów, które oferuje rząd Izraela. Takie „zachęty” obejmują m.in. : pomoc finansową w wybudowaniu własnego domu (pożyczka po kilku latach staje się de facto grantem), granty i zniżki podatkowe na przedsiębiorstwa, dodatkowe profity dla nauczycieli i pracowników socjalnych (więcej informacji: Peace Now). Nie oznacza to jednak, że stosunki między Palestyńczykami a Izraelczykami można tu nazwać “dobrosąsiedzkimi”. Rok temu grupka osadników z Ofry próbowała przejąć kościół znajdujący się na wzgórzu, na terenie at-Tayby, przemieniając go w outpost, czyli wysunięty punkt swojego osiedla. Udało się im zawiesić na kościele izraelską flagę, ale sytuacja zwróciła uwagę mediów i po pewnym czasie musieli się wycofać (więcej informacji). Pobliskie Deir Jarir częściej doświadcza co znaczy bliskość osadników. Żeby podać najświeższe przykłady-w kwietniu zeszłego roku osadnicy dokonali rajdu na wioskę, podpalając kilka samochodów (więcej informacji), a następnie postawili kilka nowych outpostów w celu poszerzenia osiedla. Protesty Palestyńczyków spotkały się ze zdecydowaną odpowiedzią sił militarnych Izraela. Natomiast, w czerwcu br. osadnicy podpalili pole pszenicy należące do mieszkańca Deir Jarir, niszcząc 6 dunamów upraw (więcej informacji).Tego typu sytuacje nie są, niestety, wyjątkowe.
Chociaż wizyta w at-Taybie jest z pewnością miłym przeżyciem, ludzie są sympatyczni i otwarci, a samo miasteczko zachwyca swoją architekturą i historią, to jedno spojrzenie na pobliskie wzgórza wraz z widocznymi osiedlami przypomina- to wcale nie jest oaza spokoju, życie tutaj dalekie jest od bajki.

 

 

 

Palestyna i jej mury

Ta pierwsza notatka będzie się różniła od następnych. Możecie ją potraktować jako wstęp lub przedmowę, która ma rzucić trochę światła na temat, z którym chcę się zmierzyć. W następnych wpisach możecie oczekiwać więcej faktów i bardziej “reporterskiego” stylu.
Tak się złożyło, że następne trzy miesiące spędzę w Dolinie Jordanu, mieszkając w Jerychu, ale jeżdżąc do okolicznych wiosek. Ten blog ma mi pomóc dotrzeć do jak największej liczby osób po to żeby przedstawić Wam rzeczywistość i codzienność życia w tej części Zachodniego Brzegu. Mam nadzieję, że wielu z Was przyjrzy się dzięki temu sytuacji Palestyńczyków, a mój blog pomoże Wam wyrobić sobie opinię na temat polityki Izraela w rejonie, w którym, zgodnie z postanowieniami z Oslo, nie powinien mieć tak wiele do powiedzenia.


Po dłuższych rozważaniach, zdecydowałam się nadać mojemu blogowi tytuł “Mury Jerycha”, bo po pierwsze Jerycho to miasto, w którym obecnie mieszkam, a po drugie mury zdają się być ważną częścią przeszłości i teraźniejszości na tej ziemi. Podstawowe, automatyczne skojarzenie ze słowem “mur” w tym kraju odsyła nas do “muru bezpieczeństwa” budowanego przez Izrael od 2003 roku. Bariera ta otacza już niemal cały Zachodni Brzeg, utrudniając życie jego mieszkańcom. Władze Izraela twierdzą, że mur ma ochronić ich państwo przed atakami terrorystycznymi, ale dla zwykłych Palestyńczyków jest to źródło upokorzeń i kolejna przeszkoda, którą muszą pokonać by móc funkcjonować.

Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, że wewnątrz Zachodniego Brzegu Izrael zbudował drugi mur. Ten wygląda inaczej, ale jest równie skuteczny. Otóż, do Doliny Jordanu można wjechać czterema głównymi drogami. Tak się składa, że na każdej z nich Izrael postawił punkty kontrolne (checkpointy): Tayasir, Humra, Ma’ale Efrayim i Yitav (Mapa). Wystarczy, że zamknie je wszystkie i dookoła Doliny powstaje niewidzialna bariera, która skutecznie odcina ją od reszty Zachodniego Brzegu. Nie jest to bynajmniej zbieg okoliczności- Dolina Jordanu jest najbardziej żyznym terenem Zachodniego Brzegu i to ona jest rolnym zapleczem dla Palestyńczyków. Bez niej nie ma mowy o własnym państwie.

Tak docieramy do wyrażenia “Mury Jerycha”, co jest z kolei odnośnikiem do Biblii. W Starym Testamencie znaleźć można następujący fragment:

I rzekł Pan do Jozuego: «Spójrz, Ja daję w twoje ręce Jerycho wraz z jego królem i dzielnymi wojownikami.Wy wszyscy, uzbrojeni mężowie, będziecie okrążali miasto codziennie jeden raz. Uczynisz tak przez sześć dni. Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach.Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie». (Joz 6, 2-5)
 
Jozue posłuchał Pana i przez siedem dni okrążał mury miasta aż rzeczywiście runęły. Ta biblijna historia, chociaż dotyczy Żydów, może być dobrą metaforą do sytuacji Palestyny i Palestyńczyków. Fakt, że Jozue okrążał mur tak długo świadczy o jego determinacji i głębokiej wierze w powodzenie. Daje to pewną nadzieję, że jeśli Palestyńczycy będą mieli dość siły i wiary, nie poddadzą się przed siódmym dniem, to też mogą zburzyć otaczający ich mur.
W końcu ostatni mur, choć możecie się ze mną nie zgodzić, to ten który zbudowaliśmy w naszej świadomości. Wielu przyzwyczaiło się myśleć o Palestyńczykach jako o szalonych terrorystach, którzy nie cofną się przed niczym i są żądni izraelskiej krwi. Podobnie dla wielu taki obraz stanu rzeczy legitymizuje działania Izraela. Stąd też, chcę Wam pokazać kim naprawdę są Palestyńczycy i z czym muszą się mierzyć każdego dnia, a wtedy, jest taka szansa, może i mury w naszej świadomości runą.